„Czy to jest przyjaźń? Czy to jest
kochanie?”
Westchnął
cicho, tępo wpatrując się w stalową klamkę. Jeszcze nigdy nie czuł się tak…
zagubiony. Chociaż od wczesnych dziecięcych lat jest nazywany geniuszem, nigdy nie
czuł się lepszy od innych. Mimo to zdawał sobie sprawę, że czuje i jest w
stanie zrozumieć dużo więcej niż otaczający go ludzie. Wiedział jak zachować
się w danej sytuacji, by kogoś zranić czy zachęcić do walki, zależnie od potrzeby.
Nigdy nie przyniósł wstydu rodzinie, mało tego był chlubą klanu. Idealnym synem
głowy rodu. Z biegiem czasu przestał nawet odczuwać ciężar maski którą był
zmuszony nosić. Wystarczała mu świadomość, że dzięki jego poświęceniu Sasuke
będzie wiódł normalne, a przede wszystkim szczęśliwe życie. On się nie liczy. Tak
było jeszcze niecały miesiąc temu.
Pochylił
się, by oprzeć czoło o chłodną powierzchnię masywnych drewnianych drzwi. Zamknął
oczy. Skrupulatnie budowany od wielu lat mur runą, zostawiając go całkowicie
odsłoniętego. Wszystkie zasady, reguły, nakazy przestały się liczyć. Ważny był
tylko On. Nie wioska, nie klan, nie Sasuke tylko On. Te wszystkie kłótnie z
ojcem, wrzaski na Hokage, grożenie własnemu młodszemu bratu… Zachowywał się jak
opętany. Nie poznawał sam siebie, a raczej uświadamiał sobie jaki jest naprawdę.
Bez tej cholernej maski było mu tak lekko. A to wszystko za sprawą Naruto. „…uczyń
go swoim, Itachi” Wyprostował się gwałtownie otwierając oczy. To
brzmiało tak prosto, idealnie. Jednak nadal przed oczyma miał obraz
rozhisteryzowanego męża. Nie wiedział jaką sztuczkę chce zastosować Mido, ale
był pewny, że gdyby do czegoś doszło, odbyło by się to wbrew woli Naruto. A do
tego nie dopuści, choćby miało by się to skończyć śmiercią ojca i żony Hokage.
Nawet gdyby znienawidził go cały świat nie skrzywdzi męża, ochroni go nawet
przed samym sobą.
Szybkim
ruchem sięgnął do klamki, gwałtownie otwierając drzwi do ich wspólnego
tymczasowego lokum.
- Naruto?!
– zawołał wchodząc do środka. Opowiedziała mu jednak cisza. Zaniepokojony
szybkim krokiem przemierzył krótki korytarzyk kierując się do salonu. Odetchnął
z ulgą gdy zobaczył blond czuprynę wystającą zza oparcia kanapy. Cicho podszedł
do mebla i okrążył go by po chwili kucnąć tuż przy głowie współmałżonka.
Zmarszczył brwi widząc ślady łez na jego policzkach. Delikatnie dotknął
policzka męża by pogładzić zdobiące je charakterystyczne blizny. Musiał dojść
do porządku z własnymi uczuciami. Nie mógł pozwolić na to by Naruto cierpiał
przez jego wahanie. Ostrożnie by nie obudzić śpiącego męża, wziął go na ręce by
przenieść go do sypialni. Zdążył zrobić zaledwie parę kroków gdy Naruto niespodziewanie
drgnął w jego ramionach.
-.nhh… Nie…Nie
zostawiaj mnie… - Zaskoczony spojrzał na twarz współmałżonka, lecz on nadal był
pogrążony we śnie. Uśmiechnął się lekko mocniej przytulając do siebie bezwładne
ciało męża. Po czym pocałował go delikatnie w czoło.
-Nigdy
Naruto. Nigdy…
***
Sam nie widział co go obudziło. Otworzył oczy
i powoli podniósł się do siadu, jednocześnie się rozglądając. Ostatnie co
pamiętał, to Itachi mówiący, że musi porozmawiać z tutejszą kapłanką. Zacisną
dłonie na przykrywającym go wcześniej kocu, gdy uczucia wróciły do niego
gwałtowną, nieprzyjemną falą. Odetchnął głęboko, by odgonić wzbierające się pod
powiekami łzy. Młody… Nie Kurama, nie wtrącaj się. Sam muszę sobie
z tym poradzić. Pamiętaj tylko, że
zawsze tu jestem. Naruto parsknął gorzkim, urwanym śmiechem. Chociaż ty..
- Obudziłeś
się już? - Gwałtownie otworzył oczy i odwrócił się w stronę głosu. Itachi stał
we framudze drzwi opierając się o futrynę i bacznie mu się przyglądając.
Wzdrygnął się, nie lubił tego wzroku, prawie oskarżającego. Mimo tego
uśmiechnął się wymuszenie.
- Tak.
Przeniosłeś mnie tutaj? Dziękuję, ale nie musiałeś. Ja…
- Musiałem.
Jesteś moim męże…
- Ach tak. – Przerwał mu. Nie mógł już tego
słuchać. – Regulamin klanu. Wybacz, znów zapomniałem. – Odwrócił głowę i wbił
wzrok z swoje dłonie. Nie zauważył jak oczy Itachiego rozszerzają się
gwałtownie. A więc o to chodzi.
-
Naruto? Chyba musimy porozmawiać. – Dokładnie widział jak ciało osiemnastolatka
natychmiastowo się spina. – My nie..
- Przepraszam.
Mógłbym wziąć kąpiel? Niezbyt dobrze się czuję. - Znów mu przerwał, nawet nie
odwracając się w jego stronę. Chciał stąd wyjść, nie myśleć, zapomnieć. Kami, jak to boli. Itachi przez chwilę nie odpowiadał. Wahał się,
doskonale widział, że nastolatek chce jak najszybciej się od niego uwolnić. Chciał
by wszystko sobie wyjaśnili, by wszystko było tak jak wcześniej. Wiedział
jednak, że nie może go do niczego zmusić.
-Tak.
Oczywiście. – Powoli odwrócił się by wyjść z sypialni. – Jak skończysz, przyjdź
do kuchni. Przygotuję ci coś do jedzenia. – Cicho zamknął drzwi nie czekając na
odpowiedź. Naruto zerknął na miejsce w którym jeszcze przed chwilą stał Itachi,
po chwili wypuścił powoli powietrze z płuc. Nawet się nie z orientował, że
wstrzymywał oddech. Wiedział, że długo tak nie pociągnie, ale nie chciał tej
konfrontacji. Jeszcze nie… Powoli wstał i ruszył w stronę łazienki. Może kąpiel
pomoże mu choć na chwilę.
***
Niepewnie
wpatrywała się w wejściowe drzwi domu głowy klanu Uchiha. Miała wątpliwości,
czy powinna tu być. Co prawda pogodzili się z Itachim, jednak wcześniej
twierdził on, że sam sobie z tym poradzi. Jednak była jego przyjaciółką,
prawdopodobnie jedyną. Musiała się upewnić czy wszystko jest w porządku.
Zapukała. Po kilku minutach usłyszała kroki, a następnie drzwi się uchyliły
ukazując sylwetkę pani domu.
- Dzień
dobry, Mikoto-sama. Czy jest może tutaj Itachi? Nie mogę go zastać u niego w
domu. – Uśmiechnęła się, zawsze lubiła matkę przyjaciela. Była taka inna od
reszty rodziny, zupełnie jak ciepłe płomienie ogniska w zimną noc.
- Ach,
Sol. Dzień dobry. – Czarnowłosa uśmiechnęła się do kunoichi, wycierając dłonie
w miękką ściereczkę. – Nie, niestety. Parę dni temu wyruszył z Naruto do
świątyni księżyca. Chyba dostali jakąś misję.
- Misję? -
Zmarszczyła brwi. – Nie powinni mieć urlopu? Dopiero co był ich ślub.
- Sama
byłam zdziwiona. Ale cóż, taki żywot shinobi. Nie znam konkretów, dowiedziałam
się od męża, że obaj muszą pilnie udać się do świątyni.
- Uhum.
Szkoda. W każdym razie dziękuję za informację, Mikoto-sama.
- Nie masz
za co. -Uchiha posłała dziewczynie ciepły uśmiech. – Może wejdziesz? Upiekłam
właśnie cynamonowe ciasto.
-
Dziękuję, ale nie. Nie chcę pani przeszkadzać. Do widzenia. – Kiwnęła głową
kobiecie na pożegania, po czym oddaliła się szybkim krokiem.
- Misja,
hymmm? – Mruknęła sama do siebie. – Coś mi tu śmierdzi.
Miała
właśnie opuścić teren siedziby klanu Uchiha gdy nagle z za zakrętu wyłonił się
Sasuke. Odruchowo schowała się za drzewem. Młody shinobi, minął ją szybkim krokiem
nie zauważając jej. Jednak zdołała ujrzeć jego twarz ściągniętą w grymasie
złości, i wyraz jego oczu przez który zadrżała. Gdy się oddalił powoli wróciła
na drogę, wciąż jednak wpatrując się w znikającą sylwetkę młodego Uchihy. Nigdy
go dobrze nie znała, jednak ten wyraz twarzy…
- Okropnie
śmierdzi. – Mruknęła cicho.
***
Z duszą na
ramieniu ruszył powoli w stronę kuchni. Nie miał już wymówki. Gdy tylko uchylił drzwi, uderzył go zapach
jajecznicy. Nie zdążył o niczym pomyśleć, gdy głośno zaburczało mu w brzuchu.
- Czyli
trafiłem? – spytał z lekkim uśmiechem Itachi, który jednak natychmiast zniknął
gdy tylko Naruto spojrzał mu prosto w oczy. Jak
mogłem go doprowadzić do takiego stanu? Zaufał mi, a ja to spieprzyłem.. –
Usiądź, mam nadzieję, że będzie ci smakowało.
- Uch. Dziękuję.
-Mruknął cicho blondyn po czym prawie bezszelestnie usiadł przy stole, Uchiha
natychmiast postawił przed nim talerz z jedzeniem i gorącą herbatę. Po czym sam
natomiast oparł się o blat kuchenny i
ściskając kubek z kawą w dłoni, intensywnie przyglądał się mężowi. Naruto
czując na sobie jego wzrok, zesztywniał jednak nie dając nic po sobie poznać
zaczął powoli jeść przygotowany posiłek. Cisza dzwoniła w uchach im obu jednak,
żaden nie miał odwagi jej przerwać.
-
Przepraszam. - Cichy głos Itachiego sprawił, że Naruto gwałtownie drgnął i upuścił
widelec który upadł na podłogę z cichym brzdęknięciem. Blondyn niepewnie
podniósł głowę, od razu wyłapując poważny wzrok męża.
- Słucham?
-
Przepraszam, za to co powiedziałem. O zasadach, klanie, ojcu. To wszystko jest
nie ważne. Po prostu dorastałem, że świadomością o tym jak bardzo ważny jestem
dla rodu i nie jest mi łatwo to odrzucić. Zagalopowałem się, nie pomyślałem, że
cię tym zranię. Naprawdę ja…
- Nie
musisz przepraszać. To naturalne, jesteś najstarszym synem głowy klanu. Masz
swoje obowiązki. – Naruto uśmiechnął się wymuszenie, jednak Uchiha nadal
wydawał się zdeterminowany.
- Nie, nie
mam. Ja sam tego chcę. Nie przyszedłem tutaj z tobą z obowiązku. To ostatnia
rzecz jaka by mnie tu przyciągnęła. Może gdyby nie ta pieczęć nigdy byśmy ze
sobą nie zamienili słowa, ale ona nie ma żadnego wpływu na to co teraz robię. –
Ostawił kubek i powoli podszedł do męża, po czym kucnął i złapał Naruto za ręce
ciągle patrząc mu prosto w oczy.
- Cz…Czyli
nie jesteś na mnie wściekły? Przecież to wszystko przeze mnie…
-
Nie. Prawdę mówiąc, ten miesiąc jest
spełnieniem moich marzeń. Tych o których sam nie miałem pojęcia. – Ciepły uśmiech
Itachiego sprawił, że oczy Naruto samoistnie zakryły się łzami, a on sam zsunął
się z krzesła i utonął w ramionach męża.
- Naruto? Zapamiętaj
sobie jedną najważniejszą rzecz. – Wyszeptał cicho. – Cokolwiek, by się
zdarzyło, cokolwiek by mówili inni. Ja zawsze będę tuż obok ciebie. Będę cię
trzymał i nigdy nie puszczę. Bo Cię
Kocham….
***
CDN.
Mam
nadzieję, że udało mi się wrócić do klimatu opowiadania. Znów krótko ale jak
widać taki już mój styl J.